Posted on: 20 lipca 2022 Posted by: Kara Bar Comments: 0

Ubiegły niedzielny wieczór jeszcze o godzinie 21szej zapowiadał się zupełnie spokojnie. Życie jednak przynosi niespodzianki i już o 21:15 zamiast wieczoru z herbatką zajmowałam się organizacją pomocy dla wilczego szczenięcia, w której wzięło udział siedem osób z całej Polski. Historia wilczka Rysia jest świetnym pretekstem by przypomnieć sobie co robić w takich sytuacjach. Co zrobić, by faktycznie pomóc, a nie tą pomocą zaszkodzić? W przypadku zwierząt drapieżnych takich jak wilk ta linia jest niestety wyjątkowo cienka. Każda nasza decyzja podejmowana nawet w najbardziej szczerym odruchu serca może spowodować, że przekreślimy zwierzęciu szansę na życie na wolności.

Adam wracał samochodem w niedzielę wieczorem do domu, kiedy wilczek wytoczył się z pobocza na jezdnię. Nie stawał na przedniej, lewej łapie, która od nadgarstka zwisała bezwiednie. Szczenię było słabe i z trudem utrzymało się na nogach. Nie broniło się nawet, kiedy Adam do niego podszedł. Dlatego wraz z kolegą Igorem podjęli decyzję o zabezpieczeniu malucha w klatce kennelowej, która była na wyposażeniu samochodu. Adam jest opiekunem mixa owczarka holenderskiego z belgijskim, więc jego samochód jest dostosowany do wymagań dużego, silnego psa.

Po umieszczeniu malca w kennelu natychmiast zasłonili klatkę i …. no właśnie, i co dalej?

Kwadrans po 21 szukając fajnego filmu na Netflixie dostałam wiadomość “Kara, mam wilka w samochodzie, co mam zrobić?” Oczywiście, że w pierwszej chwili uznałam to jako niezły dowcip 😉 Przestało mi jednak być zabawnie, kiedy w kolejnej wiadomości dostałam zdjęcie 2,5 – 3 miesięcznego wilczka, pokrytego od nosa po ogon świerzbowcem, odbarczającego lewą przednią łapę.

Takie rzeczy klasycznie i totalnie standardowo wydarzają się w długie weekendy, niedzielne wieczory, sezonie urlopowym w nocy albo też w święta. A więc niedziela, 21:30 – kto odbierze teraz ode mnie telefon?

Ustalając przynależność terenu do określonego nadleśnictwa i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska poleciłam chłopakom wykonanie pierwszych, podstawowych i wbrew pozorom najważniejszych kroków w przypadku kontaktu z rannym lub chorym (albo niestety martwym) drapieżnikiem:

  1. ZRÓB ZDJĘCIE OSOBNIKA – postaraj się zrobić to tak, by uwiecznić wszystkie okoliczności, w których został znaleziony i żeby na postawie zdjęcia dało się potwierdzić mniej więcej gatunek (oczywiście mniej więcej, nikt nie będzie stawał diagnoz ze zdjęcia, ale będzie chociaż wiadomo z czym mamy do czynienia). Jeśli jest ranny lub chory – zdjęcia zmian, zranień czy urazów i wszystko w okół niego co mogło te urazy spowodować (np. wnyki czy pułapki). UWAGA BO CHORE LUB ZRANIONE ZWIERZĘ JEST RÓWNIE NIEBEZPIECZNE, A WILK TO NIE DUŻY PIES! I nie jest corocznie szczepiony na wściekliznę… Jeśli jest martwy – zrób pełną dokumentację miejsca znajdowania się osobnika, wszystkich ran i uszkodzeń na jego ciele, otoczenia i przedmiotów, które mogą sugerować co się stało.
  2. POSTAW PINEZKĘ W MIEJSCU GDZIE JESTEŚ – super ważne! Szczególnie przy drapieżnikach! Wszyscy mamy zawsze telefony przy sobie, więc nie powinno to sprawić komukolwiek kłopotu. Dokładne dane lokalizacyjne potrzebne są oczywiście do dojazdu pomocy na miejsce, ale także dają szansę zwierzęciu powrotu do swoich rewirów. Późniejsze wypuszczenie drapieżnika na teren, który jest zajmowany przez inne z dużym prawdopodobieństwem skończy się jego śmiercią.
  3. NIE ZABIERAJ SAMEMU DRAPIEŻNIKA – powyższe dane z punktu 1-2 należy z miejsca odnalezienia przesłać do kogoś mądrzejszego, czyli do osób, które zajmują się na co dzień drapieżnikami takimi jak wilk, ryś czy niedźwiedź. W Polsce to Stowarzyszenie dla Natury WILK. Dzwonić można bez względu na porę

Mimo późnej pory profesor Robert Mysłajek odebrał mój telefon od razu. Przesłałam mu podczas rozmowy dane otrzymane od Adama i ustaliliśmy kolejne kroki.

Oczywistą diagnozą, którą dało się postawić nawet na podstawie fotografii było rozległe zarażenie świerzbowcem. I było to pierwsze co napisałam Adamowi po otrzymaniu zdjęcia – w końcu z wykształcenia jestem specjalistką chorób zakaźnych, więc nawet w środku nocy świerzba zobaczę ;P Świerzb to pasożyt skórny, o którym mówi się, że jest największym zabójcą wilków i ich naturalnym wrogiem. Czasami dotyka i zabiera całe wilcze mioty. Drążąc w skórze kanały powoduje świąd i ból, wypadanie sierści i pękające rany skóry, które wtórnie infekowane są przez pozostałe drobnoustroje. Wilki drapią się powodując dalsze uszkodzenia i rany, a brak sierści powoduje brak izolacji termicznej. Wraz z postępem inwazji świerzbowca umierają z wycieńczenia lub głodu, jeśli choroba nie pozwala osobnikowi sprawnie polować. Jeśli są to szczenięta – rodzice mimo wszystko opiekują się nimi dostarczając im pożywienie. Dobrze odżywiony organizm mający sprawny układ immunologiczny ma możliwość walki z chorobą i może wyzdrowieć. Jeśli taki osobnik zostanie rodzicem to być może przekaże swojemu potomstwu geny odpowiadające za sprawnie działający układ immunologiczny wpływając na korzyść całego gatunku. Dlatego nie podaje się leków przeciwpasożytniczych wilkom w lasach by nie wpływać na naturalne procesy dotykające ten gatunek.

To, że szczenię jeszcze żyło mając tak rozlegle zajętą skórę, świadczy o tym, że rodzice się nim zapewne opiekowali i dostarczali mu pokarm. Malutki samiec najprawodopobniej pochodził z majowego miotu, miał zaledwie 5 kg wagi i maks. 3 miesiące. Gdyby zarażenie świerzbem było jego jedynym problemem, prawdopodobnie zaleceniem specjalistów z Stowarzyszenia dla Natury WILK byłoby pozostawienie go opiece rodziców w miejscu odnalezienia. Jednak nie było pewne czy problem z przednią łapą był wynikiem złamania czy wtórnym uszkodzeniem wynikającym z zrażenia świerzbowcem. Jedynie zdjęcie RTG i fachowa weterynaryjna pomoc była w stanie dokładnie określić stan zwierzęcia, co było niezbędne do podjęcia jakichkolwiek dalszych decyzji.

UWAGA! To, że nie widzisz rodziców szczenięcia to nie znaczy, że ich tam nie ma! 🙂 Zdrowy dorosły wilk nie podejdzie do człowieka, ale to nie znaczy, że szczenię jest bez opieki.

Nie ma Polsce wielu ośrodków, które zajmują się pomocą drapieżnikom takim jak wilk, ryś lub niedźwiedź. Ośrodki zajmujące się rehabilitacją dzikich zwierząt są wyspecjalizowane w przyjmowanych gatunkach. Taką listę można znaleźć na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, czyli TUTAJ. Podane są tam adresy, dane kontaktowe i zakres możliwych gatunków zwierząt, którym dany ośrodek jest w stanie udzielić pomocy. Wilk należy do drapieżników dużych, niebezpiecznych i dodatkowo o ogromnych potrzebach terytorialnych, więc temat jest bardzo złożony i każda pomoc poszczególnemu osobnikowi jest rozplanowywana i ustalana indywidualnie. Nie ma znaczenia, że to szczenię. A właściwie – szczenię to jeszcze większe wyzwanie, dlatego że niesamowicie szybko się przyzwyczaja do swojego otoczenia. Jedno karmienie młodego wilka w okresie socjalnego okienka może spowodować utratę naturalnego lęku przed człowiekiem i tym samym przekreślić jego szanse na powrót do życia na wolności. Adam i Igor zrobili świetną rzecz oddzielając wilczka od siebie zaraz po zabezpieczeniu w klatce kennelowej. Im mniej kontaktu tym większe jego szanse. Socjalizacja szczenięcia z człowiekiem sprawia, że do końca życia zwierzę jest skazane na życie za kratkami, a ośrodków, które przez kilkanaście lat mogłyby utrzymywać dorosłego osobnika wilka zapewniając mu dobrostan jest super mało. Jeśli w ogóle takie w Polsce istnieją.

Najbliższy specjalistyczny ośrodek, który mógł udzielić pomocy maluchowi była Fundacja dla Dzikich Zwierząt LARUS, która natychmiast zorganizowała personel i pracownię RTG (przypominam, że wtedy już była 22ga w niedzielę). Problem w tym, że siedziba Fundacji od miejsca odnalezienia wilczka oddalona jest o prawie 200 km. Dlatego z drżeniem serca zadzwoniłam do Adama proponując mu całonocną wycieczkę za własne pieniądze (wszyscy wiemy ile kosztuje benzyna) w celu udzielenia pierwszej pomocy szczenięciu… Adam nie zawahał się ani sekundy.

Było już po północy, kiedy dotarli na miejsce i pani Katarzyna Lesner z Fundacji mogła zająć się młodym wilkiem. Zdjęcie RTG pokazało rzeczywiście złamanie kości promieniowej, ale już zrośnięte, prawdopodobnie sprzed miesiąca. Zrośnięcie nie było najlepsze, ale kość była cała. To sprawiło, że wraz z prof. Sabiną Pierużek-Nowak i prof. Robertem Mysłajkiem zadecydowano, że warto dać mu szansę na powrót do domu i do rodziców. Jego kontakt z ludźmi do tej pory był krótki, a transport chłopaków wzorowy – żaden z nich nie wpadł na pomysł, żeby go karmić czy przytulać i ojojować, co mogłoby wpłynąć na jego habituację. Otrzymał więc odpowiednie leki i kiedy poczuł się lepiej i zamiast leżeć zwinięty w trąbkę zaczął fikać w gabinecie pokazując wszystkim zęby, Adam z Igorem podjęli się odwiezienia malca w miejsce, gdzie ich drogi spotkały się po raz pierwszy. Duży wpływ na decyzję o jego losach był fakt, że kiedy poczuł się silniejszy zaczął ponownie obciążać kończynę po złamaniu.

Adam i Igor z powrotem do pinezki w lesie dotarli około 4 rano. Młody samiec został wypuszczony dokładnie w miejscu znalezienia, a z klatki kennelowej wyszedł o własnych siłach i na czterech nogach. Nawoływanie rodziców zapewne rozpoczął zaraz po tym jak zniknął w lesie. Być może zostanie kulawy i nie przeżyje. Być może przegra ze świerzbowcem. Ale może też z pomocą dokarmiających go rodziców wygra walkę z pasożytem, a kość rosnąc nadbuduje się na tyle, że nawet nie będzie pamiętał złamania. Być może też rosnące mięśnie wezmą na siebie ciężar obciążenia tej łapy, a ciężar będzie, w końcu to samiec. Tego nie wiadomo, ale dzięki chłopakom i przekornie właśnie dzięki temu feralnemu złamaniu dostał szansę na wilcze życie ze swoją rodziną.

Tu możesz napisać co myślisz