

Czy jesteś sługą korporacji farmaceutycznych?:)
Oczywiście! Z niektórych moich wiadomości prywatnych także „lewackim sługusem zielonych”, „sprzedajną lekarzyną” itp. Powoli wielkie ilości pieniędzy od bigfarmy przestają mi się mieścić na moich wynajmowanych 20m2. Jednak, mimo tego, w wolnej chwili staram się być sługą racjonalnego myślenia.
Jesteś lekarzem weterynarii. Lekarzem o dość specyficznej specjalizacji, ponieważ zajmujesz się głównie zwierzętami egzotycznymi. Dorastałeś z myślą o tym zajęciu?
U mnie w domu wszyscy są alergikami. Nie dorastałem z psami i kotami. Nie będzie tu opowieści o tym jak zawsze kochałem kotki i pieski bo ich nie znałem. Na początku studiów nawet trochę się ich bałem. Za to odkąd pamiętam, w moim życiu były wszelkiej maści pająki i inne robactwo. Potem odkryłem Allegro i świat zwierząt egzotycznych stanął przede mną otworem. Węże, jaszczurki – pokochałem to! Z taką też myślą poszedłem na studia: „chcę leczyć zwierzęta egzotyczne!”. Później odkryłem w sobie pasję do małych futrzaków, a szynszyle skradły moje serce.
Do tego prowadzisz fundację HELP4HERPS zajmującą się pomocą dla zwierząt egzotycznych i bierzesz aktywny udział w społecznych akcjach. Czy zaangażowanie społeczne lekarza pomaga czy utrudnia codzienną praktykę lekarską?
Jest to kolejny obowiązek, który postanowiłem przyjąć. Doba ma niestety tylko 24h, a to daje się odczuć prowadząc na raz i w pojedynkę kilka projektów. Ciężko stwierdzić czy pomaga, nie tym się kierowałem. Pewnego dnia po prostu uznałem, że sama praca w lecznicy to za mało, że chcę więcej. Takiej fundacji w północnej Polsce nie było. Postanowiłem spróbować. Stawiam w tym pierwsze kroki. Zobaczymy jak wypali. Chcę coś po sobie pozostawić fajnego. Skoro się na tym znam to czemu nie? W fundacjach spore koszty generuje leczenie, a ja jestem w stanie to ominąć. W moment po ogłoszeniu, że „jesteśmy i działamy” odezwało się sporo osób chętnych do pomocy. Oznacza to, że jest to potrzebne.
Po co ludzie hodują w domach egzotyczne zwierzęta? Już nie tylko patyczaki i węże, ale małpy, kajmany i oposy. To moda? Czy syndrom kraju, który chciałby być Emiratami a jest ….. Polską?
Ciężko jest jednoznacznie określić zamiary całej grupy. Pośród terrarystów jest olbrzymia ilość pasjonatów, w tym spora grupa hodowców. Są także „elementy patologiczne” jak np. niedaleki przykład osób dających gady do zdjęć na ulicach Gdańska za kasę, co jest dla mnie obrzydliwe. Niektóre osoby także kierują się modą jak zaznaczyłaś, traktują zwierzę egzotyczne jako podbicie swojego statusu społecznego. W tym wypadku zwierzę też cierpi bo jest odpowiednikiem drogiego mebla.

Przychodzi do gabinetu świeżo upieczony Opiekun egzotyka i widzisz, że nie ma pojęcia o potrzebach tego zwierzęcia. Kupił, bo fajnie wygląda i nie wie co dalej. Po latach praktyki i wielu doświadczeniach taka sytuacja wywołuje u Ciebie chęć pomocy czy złość ?
Raczej złość, ale to przy każdym zwierzęciu, na które decyduje się ktoś nieodpowiedzialny. W dzisiejszych czasach dostęp do wszelakich informacji mamy z poziomu telefonu komórkowego. Nie ma usprawiedliwienia na to, że ktoś nie wie co dalej. To ignorancja, z którą walczę w codziennej pracy i w internecie. Sporo z tych osób poprowadzonych na początku za rękę zaczyna ogarniać, część rezygnuje i oddaje w odpowiedzialne ręce.
Widziałeś już wszystko? Czy mimo lat w zawodzie bywają momenty, kiedy reagujesz emocjonalnie, bo sytuacja Cię zaskakuje?
Jak przestanę reagować na pewne kwestie emocjonalnie to przyjdzie pora na zmianę zawodu. W tym, każdy dzień to coś nowego, dlatego tak bardzo lubię go wykonywać. Nie da się jednak zobojętnić na krzywdę i cierpienie. Okrucieństwo ludzi mnie już nie zaskakuje, ale zawsze reaguje emocjonalnie. Profesjonalizmem jest nie okazywanie tego w gabinecie.
Ponad 10 000 followersów EGZOOVET na Facebooku. Czujesz odpowiedzialność?
Czuję na pewno moc. Cieszę się, że ta liczba ciągle rośnie, wzrastają zasięgi, a ja mogę trafiać do szerszej grupy osób. EgzooVet stał się już nie tylko fanpage’em weterynaryjnym o pracy lekarza, ale także zbiorem moich przemyśleń dotyczącym etyki zawodu, podejścia do zwierząt i do świata. Czasem słyszę „influencer”, ale na to chyba brakuje mi jeszcze 90 000 🙂
Social Media sprawiły, ze kontakt między instytucjami a klientami (w tym wypadku między lekarzem a opiekunami pacjentów) staje się bardzo bezpośredni. Już bez otoczki gabinetu, fartucha, stetoskopu i pewnego dystansu, który się przez to tworzył. Zmienił się przez to styl prowadzenia praktyki lekarskiej? Rozmowa z opiekunem w gabinecie jest łatwiejsza?
Zawsze w relacji z opiekunem staram się zachować profesjonalizm. Chociaż wiele też zależy od sytuacji. Nie ma jednego schematu. Staram się jednak nie przechodzić w jakieś reakcje partnerskie, bo to nigdy nie jest z pożytkiem dla prowadzenia zwierzęcia. Sam chyba wyglądem rozładowuje trochę ten dystans: irokez, dziary, kolczyki…

A udostępniasz Opiekunom Pacjentów prywatne informacje z Twojego życia? Zdjęcia z wakacji, screen z obiadu ze znajomymi?
Czasem podzielę się jakimś fajnym spotkaniem, fotką z jakiegoś ciekawego miejsca. Od tego mam Instagram. Jeśli zdjęcie z obiadu to tylko z wege miejsca – bo taki model odżywiania staram się promować. Nie otwieram się się jednak na to za szeroko.
Pytam, bo na stronach lekarek i lekarzy weterynarii można znaleźć zdjęcia z ich prywatnego życia. Z wakacji, imprez, w strojach kąpielowych lub nawet nagie portrety. Taka familiaryzacja jest dobra dla lekarza?
Umówmy się – wrzucanie moich zdjęć w stroju kąpielowym lub nago nigdy nie będzie dobrym pomysłem! 😀 W social media’ch chce w pierwszej kolejności pozostać dla ludzi lekarzem. Niektórzy w ten sposób próbują może ocieplić wizerunek, pokazać, że nie jesteśmy automatami do robienia zastrzyków. Czy taka metoda jest dobra czy nie – nie jestem w stanie ocenić.
W mediach społecznościowych jesteś jednostką kontrowersyjną. Lekarzem o zdecydowanych poglądach na temat nie tylko prowadzenia zdrowia zwierząt, ale również lekarzem głośno komentującym społeczne problemy. Czy metoda „obuchem w łeb” wg Twojego doświadczenia jest lepsza niż codzienna, cicha praca u podstaw w gabinecie?
Chce być głosem zwierząt i orędownikiem ich problemów. O większości tych problemów według mnie nie da się mówić subtelnie. Ciche apele lub wyniosły naukowy ton nie trafia do ludzi. Moja forma, choć czasem może zbyt dosadna według mnie daje rezultaty. Jeśli czasem za mocno lub zbyt chamsko – trudno – w duszy zawsze pozostaje się tym chłopakiem z bloków 🙂
“A czy nie chciałeś nigdy zostać lekarzem ludzkim?” Często się słyszy to pytanie. Odnoszę wrażenie, że to cześć syndromu weterynarii jako ubogiej krewnej medycyny. A czy weterynaria nadal zazdrości medycynie ludzkiej? Czy ten kompleks przestaje już funkcjonować?
Nie. Ja miałem inne marzenia i inne cele. Nie interesowałem się nigdy medycyną ludzką. W domu też nie było na to jakiejś specjalnej presji. Mama dopingowała w spełnianiu naszych marzeń i celów. Czy weterynaria zazdrości medycynie ludzkiej? Zarobków na pewno tak, ale obecnie jeśli chodzi o rozwój metod diagnostycznych i terapeutycznych to wystrzeliliśmy jak rakieta do przodu. Pewnie nigdy nie osiągniemy, aż takiego rozwoju by się zrównać. Ludzkie potrzeby jednak zawsze będą górować co generuje rozwój, ale uważam, że nie mamy się czego wstydzić. Pracuję ze świetnymi specjalistami, którzy mimo młodego wieku (jak ja :P) ogarniają naprawdę sporo, a każdy rok w tej branży to naprawdę spory skok i doświadczenie.
Niedawno ruszył Twój kanał na YouTube. Czy pokazanie weterynarii od kuchni to wyzwanie? Nie boisz się pokazać ludzkiej strony lekarza?
Niektórzy myślą, że lekarze są jak maszyny. Czasem sam się zastanawiam po 24h bez snu czy nie jestem maszyną 🙂 Youtube to nowe wyzwanie, nowy kanał którym chce trafiać do ludzi. Mój pierwszy film spotkał się z pozytywnym odzewem i wieloma słowami wsparcia, więc widzę sens kontynuacji. Ludzie też muszą wiedzieć, że w tym zawodzie nie ma pracy „od – do”, że są emocje, że czasem lekarz ma gorszy dzień, że popełnia błędy. Ja też przychodzę do pracy czasem wkurwiony, bo sąsiad zalał mi mieszkanie, a czasem szczęśliwy bo spędziłem fajny dzień z moją partnerką. Nie da się przechodząc przez drzwi lecznicy zawiesić emocji na wieszaku w szatni.
A lekarz-wegetarianin dziwi jeszcze ludzi?
Całe szczęście powoli już nie. To stale rosnący procent populacji. Mam nadzieję, że za kilka lat dziwić będzie lekarz nie-wegetarianin. Sam niedawno napisałem o tym u siebie na EgzooVecie – taki mój pierwszy post o moim lifestyle’u. Po prostu nie wyobrażam sobie teraz inaczej siebie. Jedząc zwierzęta czułbym się teraz trochę hipokrytą.
Dobra Przemo, a jakie plany na najbliższy czas?
Wejść ostro na YouTube, wrócić do treningów MMA, zacząć na serio z własną firmą szkoleniową, rozkręcić fundację i stworzyć dla ich stacjonarny azyl – dużo tego, ale mam teraz w sobie tyle pozytywnej energii, że wierzę, że wszystko jest do zrobienia. Taki plus bycia odwrotnym paranoikiem 🙂